Cooośmyyy seee dziiisiaaaj pooojeździiiliii!!!
Podjechaliśmy pod najbardziej rozreklamowany w ostatnim czasie we wszystkich możliwych środkach masowego przekazu obejmujących swoim zasięgiem jak długie i szerokie Beskidy stok - Dębowiec.
W sumie niewiele ludzi, wyciąg imponujący bo czteroosobowe kanapy, oświetlenie bodaj lepsze, niż na stadionie narodowym w czasie rozgrywek Euro 2012. Pierwsze wrażenie super!
Ostatni raz na nartach na Dębowcu byłem tak dawno temu, że najstarsi górale podczas próby odszukania tego faktu w zakamarkach pamięci się najnormalniej zwieszają.
Wysiadamy z samochodu.
Spotykamy pierwszych znajomych, którzy zdziwieni pytają, czy my też tutaj pierwszy raz. Odpowiadam, że byłem tutaj jako dziecko dawno, dawno temu.
No to pada odpowiedź: no to pewnie tak jak i my pierwszy po remoncie i ostatni raz...
To budzi podejrzliwość nas wszystkich.
Na parking wjeżdża Ewa.
Przepływa majestatycznie swoim samochodem obok nas, pociamkując cichutko lewym, tylnym... kapciem.
Spotykamy kolejnych znajomych, którzy spoglądają na nas z dziwnym wyrazem twarzy i zdają się być mocno zaskoczeni widokiem naszej ekipy na Dębowcu.
Jakoś tak dziwnie zaczynamy się czuć, więc podchodząc do kasy prosimy na wszelki wypadek tylko po trzy wyjazdy wyciągiem na głowę.
- Nie da się... pada odpowiedź sympatycznej pani z kasy- Jak karnet, to tylko po dziesięć wyjazdów! Albo dwadzieścia- generalnie po dziesięć minimum
- A czy jak nie wyjeździmy po dziesięć to można oddać kartę i dostaniemy zwrot pieniędzy? Pytamy podejrzewając podstęp.
- Kaucję za kartę tak. Nie wykorzystane wyjazdy nie.
- no to proszę jeden karnet i... na szybko licząc wszystkich po trzy wyjazdy na głowę.
Siadamy na wygodne, czteroosobowe kanapy wyciągu. Opuszczamy zabezpieczenie i...
Trzeba wysiadać
Koniec jazdy.
Górka dębowiec zaczyna się tam, gdzie wiele lat temu się kończyła.
Postawienie kanapy czteroosobowej i wymyślenie takiej potężnej inwestycji z tak niesamowitym zapleczem i infrastrukturą w tym miejscu, jest co najmniej wielce zastanawiające!
Udajemy nie zrażonych.
Zsiadamy z kanapy, zapinamy deski ustawiamy się do zjazdu.
- Ruszamy.
- Jeden zakręt
- Drugi zakręt
- Trzeci zakręt
- Koniec górki.
- Kuźwa!
- Teraz trzeba próbować się rozpędzić "na krechę", żeby te 250 metrów poziomego "stoku" dojechać pod wyciąg i nie bujać się z buta.
Wyciąg ma długość podobno 600 metrów.
Wysiada się z wyciągu i jest płasko, później zaczyna się kawałeczek dość wąskiej i oblodzonej rynny i koniec stoku. Jazdy z górki jest może z 300 metrów.
Morały z naszego dzisiejszego wyjazdu wyciągnęliśmy dwa:
1. Pomidorem się nie ogolisz
2. Jak ktokolwiek jeszcze wpadnie kiedykolwiek na taki pomysł, żeby jechać na Dębowiec na narty czy deski, to kategorycznie trzeba zabrać ze sobą łyżwy, ponieważ 200 metrów przed stokiem jest kryte lodowisko, na które często jeździmy. To da gwarancje, że jak przyjechaliśmy sobie pojeździć, to na pewno sobie pojeździmy. Nart lepiej w ogóle nie pakować wtedy do bagażnika