Szwedzcy nurkowie chcieli spenetrować podwodną mogiłę parowca "Steuben” kilka mil od Ustki. Szef Urzędu Morskiego porównał działania Szwedów do szabrowania na cmentarzu.
Szwedzki jacht podczas lotu patrolowego zauważyła w piątek załoga śmigłowca "Anakonda” Morskiego Oddziału Straży Granicznej. Piloci widzieli, jak pięciu nurków przygotowuje się do zejścia pod wodę w pobliżu miejsca, gdzie leży wrak parowca "Steuben”, okrętu zatopionego przez radziecką łódź podwodną w lutym 1945 roku. "Steuben”, opadając na dno, zabrał ze sobą ok. 3600 osób.
Szwedzka jednostka znajdowała się w pobliżu podwodnego cmentarzyska. Podniesiono alarm, bo w polskim prawie 500 metrów od miejsca, gdzie spoczywa jednostka, zabrania się nurkowania, a dodatkowo wrak "Steubena” traktowany jest jako mogiła wojenna. Z portu w Kołobrzegu wysłano łódź patrolową Straży Granicznej z inspektorem ochrony środowiska Urzędu Morskiego w Słupsku. Kiedy łódź dopłynęła na miejsce, Szwedzi byli już pod wodą.
– Nie posiadali żadnych dokumentów jachtu, w tym karty bezpieczeństwa i dziennika pokładowego. Według wyjaśnień kapitana, na jednostce mierzącej do 12 metrów w Szwecji nie ma obowiązku rejestracji. Jacht nie miał też wymaganych oznaczeń, jego załoga nie posiadała zezwolenia na nurkowanie – informuje Andrzej Juźwiak, rzecznik komendanta MOSG.
Nurkowie dostali nakaz natychmiastowego opuszczenia rejonu cmentarzyska. Tłumaczyli jednak, że zakotwiczyli na stałe do "Steubena”. Kapitana szwedzkiego jachtu poinformowano więc, że musi przerwać nurkowanie i opuścić miejsce do godz. 8 rano dnia następnego.
http://www.gp24.pl/apps/pbcs.dll/articl ... /906770150