Coś, co napisałem trzy lata temu ale cały czas jest aktualne:
Lato 2010r.
Właśnie wróciłem znad naszego pięknego morza.
Jak co roku na plaży, można było przepłynąć się na bananie ciągniętym za motorówką, pobawić się aquazorbingiem, popływać na nartach wodnych, czy wypożyczyć skuter wodny.
O tym ostatnim właśnie chcę napisać.
Wzdłuż plaży, rozstawione są skutery wodne z wypożyczalni.
Śliczne, kolorowe, wypasione, czekające na klientów, którzy je wypożyczą aby pośmigać na nich po morzu.
Aby można było wypożyczać pływające maszyny, firma musi wykupić tor wodny, czyli wąski pas plaży, który odgradza kąpiących się plażowiczów od strefy "rażenia" wypływających dalej od brzegu skuterów.
W miejscowości, którą nawiedziłem w tym roku, wykupienie toru wodnego o szerokości ok. 10m, to koszt 7500zł na miesiąc.
Dodatkowo dochodzą firmie wypożyczającej kolejne koszty czyli paliwo, ubezpieczenie, codzienny dowóz skuterów i... ale o tym za chwilę.
Jak są nawet lekkie fale, ludzie nie wypożyczają skuterów, ponieważ na falach trzeba umieć pływać.
Jak nie ma upalnego słońca, to na plaży są tylko kuracjusze i spacerowicze, więc nawet nie ma sensu ustawiać skuterów do wypożyczenia.
Jak już jest słońce a plażę oblegają tłumy żądnych wrażeń wczasowiczów, trzeba odrobić jakoś poniesione koszty...
Pojawia się pierwszy klient, który chce wypożyczyć skuter.
Niektóre wypożyczalnie pytają o posiadanie uprawnień sternika motorowodnego.
W tym momencie 80% klientów od razu robi szybki zwrot na pięcie i tyle ich firma widziała. 19% pozostałych klientów wali głupa i robiąc wielkie oczy z miną słodkiej idiotki, pytają: "aaaaa to trzeba mieć jakieś papiery???!!!"
Pozostaje 1% tych, którzy pokazują swoje uprawnienia i z czystym sumieniem, płacąc 100zł za 10 minut, idą pośmigać na skuterze.
Uczciwy wypożyczający rwie włosy z głowy.
Zero klientów, zero kasy. Do tego firma jest już na sporym minusie...
Dlatego też, wiele firm nie pyta ani nie informuje klientów o wymaganych uprawnieniach.
Część firm, próbując odsunąć od siebie ewentualną odpowiedzialność, namawia klientów do podpisania oświadczeń, że posiadają wymagane uprawnienia motorowodne, lecz nie mają ich przy sobie.
No i jazda!
Klient zapłacił z góry, śmiga wzdłuż plaży na skuterze, szczerzy zęby do kąpiących się ludzi, których mija na pełnym gwizdku o centymetry!
Hulaj dusza, piekła nie ma!!!
Zawrotna prędkość, wiatr we włosach, słońce, morze, bryzgi spienionej skuterem wody po bokach, piszczące z zachwytu kobiety na brzegu, 120 wyjących i wyrywających się do walki z żywiołem koników pod maską!!!
Pełny luz! Pełny lans! Pełny freestyle, do tego ja!!! - w pełni panujący nad maszyną i światem jak młody bóg!!! - i... ku...wa POLICJA!!!
O ja to....
Odejmuję gaz i jakby licząc na to, że pomimo faktu, iż na wodzie są tylko dwa skutery, policajty mnie nie zauważą.
Powoli, ze spiętymi pośladkami, udając jak idiota, że ich nie widzę, próbuję dopłynąć do brzegu.
Kompan na drugim skuterze robi tak samo ale do spiętych ze strachu pośladków, doszła jemu posrana mina.
Siebie nie widzę, więc nie wiem, czy ja też nie mam zesranej minki.
Jak dalej będą płynęli w moim kierunku, to do posranej twarzyczki dojdą też posrane majty...
Dopadli mnie!
Do kolesia na drugim skuterze kiwają palcem, że ma podpłynąć do nich.
Ten cwaniak udaje dalej, że ich nie widzi.
Cholera!
Jak tak dalej pójdzie, to jemu się uda!!!
Ale nieeee!!!
Włączają "wyjca" i koguty.
Nooo. To teraz kolo się chyba naprawdę posrał...
- Dzień dobry. Policja wodna, starszy coś tam, coś tam... Czy ma pan uprawnienia do prowadzenia skutera wodnego?
Ze słodką minką kota ze Shreka udaję idiotę i pytam: to na "toto" trzeba mieć jakieś uprawnienia?
Moja słodka minka i idiotyczne trzepanie rzęsami połączone z debilnym uśmieszkiem nie podziałało. W końcu ten glina to też facet. Czuję się jak kretyn. Ogólnie, to gdybym nie trzymał się mocno ich motorówki, to chyba bym się z tym pieprzonym skuterem wypierniczył do wody.
Podpływa drugi koleś na skuterze. Telepie się jeszcze bardziej niż ja i to raczej nie z zimna.
Po kurtuazyjnym przedstawieniu się kolesia w mundurku, pada sakramentalne pytanie:
czy posiada pan uprawnienia do prowadzenia skutera wodnego?
Koleś na drugim skuterze patrząc prosto w oczy gliniarzowi mówi: mam papiery.
O rzesz w mordę!!!
Zostałem sam...
Pada pytanie mundurowego- czy ma pan je przy sobie, czy na brzegu?
- Nie wziąłem ich z domu, pada odpowiedź.
Ależ ze mnie matoł!!!
Przecież mogłem też tak powiedzieć!!!
No to mam przesrane!
- Proszę podać imię i nazwisko pada z ust gliny.
Koleś podaje imię i nazwisko, drugi glina coś bulczy przez radio a pierwszy mówi:
" to zaaaraaaz sooobie sprawdziiiimy..."
Mija 30 sekund, choć dla nas dwóch frajerów bardziej trafne byłoby filmowe stwierdzenie "dwa dni później...".
- Niestety nie figuruje pan w kartotece, więc nie posiada pan uprawnień.
Gostek na drugim skuterze dostaje delirki i uwięzionym w gardle trzęsącym się głosem mówi:
- no nie mam uprawnień ale próbowałem jakoś z tego wybrnąć.
Panowie pozwolą do brzegu, beknął od niechcenia superglina i pierwszy popłynął w kierunku plaży.
My, czyli dwaj przyłapani idioci, popłynęliśmy za nim jak pieski.
Plaża zamarła, na brzegu ustawił się bodaj stuosobowy komitet powitalny z drwiąco - wkurzającymi uśmieszkami.
Panienki, które jeszcze przed chwilą piszczały z zachwytu jakoś tak nawet nie popatrzą w naszą stronę tylko piłują pazurki lub czytają sobie babskie gazetki a właściciel skuterów jest prawie tak samo posrany jak my...
Pięć minut później, biegnę w podskokach w kierunku mojego wiatrochronu na plaży.
Po portfel k..wa ...
Nawet nie wyjeździłem całych 10 minut za 100 zeta a już muszę wybulić kolejne 5 stów na mandat!!!
By to szlak trafił!
Koleś z drugiego skutera też...
Właściciel skuterów dostał trzy stówy mandatu. Za każdego z nas...
Czyli razem sześć...
Też nieźle...
5 minutowa zabawa, kosztowała cholera prawie tyle, co uprawnienia.
Pieprzone wakacje i tyle!
Policjanci odpłynęli z plaży, pokręcili się w pobliżu jeszcze ponad godzinkę, po czym odpłynęli w siną dal. Z moimi pięcioma stówami...
W tym dniu już ich nikt nie widział. Ale też nikt nie pływał na skuterach.
Plaża zyskała sobie dwóch błaznów, których wszyscy pokazywali palcami kwicząc i tarzając się po piasku ze śmiechu.
Kolejny dzień upłynął na plaży pod znakiem przeżywania przez wszystkich plażowiczów mandatów z dnia poprzedniego.
Nikt już jakoś nie miał ochoty zapłacić za 5 minut pływania ponad sześciu stówek.
Właściciel skuterów trwał na posterunku cały dzień licząc na odrobienie chociaż tych 6 stów mandatu. Jego posrana ze złości mina jednak nie zachęcała do skorzystania z usług wypożyczalni.
Sytuacja odmieniła się dopiero po trzech dniach, gdy dojechali nowi plażowicze.
Do skuterów podeszło dwóch cwaniaczków z ... wszędzie lubianego miasta w centralnej części naszego pięknego kraju.
Bez zbędnych delikatności i rozgadywania się zapłacili z góry za pół godziny pływania na dwóch skuterach.
Właściciel rozglądnął się nerwowo po horyzoncie za motorówką z kogutami. W tym dniu podobno policja była zajęta czymś w porcie, wiec peeełny luuuzik. Straty będą odrobione!
Cwaniaczki na pełnym gwizdku popłynęli w morze na obu skuterach.
Pięć minut później do właściciela skuterów podeszło dwóch ratowników WOPR.
Zapytali, czy poinstruował wypożyczających gdzie mogą a gdzie nie mogą pływać, bo podpływają na pełnej prędkości zbyt blisko ludzi.
Oj się porobiło...
Efekt był taki, że nie wiadomo skąd, nagle, jak spod ziemi a właściwie wody, pojawiła się motorówka policji...
Dwóch cwaniaków grzecznie podpłynęło za nimi do brzegu.
Zaraz potem, padły mrożące krew w żyłach słowa:
Pan płaci pięćset złotych za prowadzenie pływającej jednostki silnikowej bez uprawnień, pan też, a pan dwa razy po trzysta.
Te ostatnie słowa były już do właściciela skuterów.
Do końca turnusu nie spotkałem już na plaży ani jego, ani skuterów...
Cieeekawe dlaczego...
Żeby było jasne:
Wyznania powyższe są jak najbardziej prawdziwe, choć spisane przeze mnie podczas sączenia piwka przy barze właśnie z jednym z tych gostków, co zabulili słono za "niemanie" uprawnień.
Osobiście posiadam papiery, więc dla mnie pływanie na takim sprzęcie to czysta i bezstresowa przyjemność.