Było super, choć nie wszystkim udało się dotrzeć. Jednak i tak było nas troszkę
Zrobiliśmy jednego, 60 minutowego nura, tak spokojnie, na max 26 metrów. Wizurka nie była jakaś mega super, więc zdjęć spod wody raczej nie będzie ale przynajmniej rozpoczęliśmy już sezon na wodach otwartych.
Było rześko.
Raczej mocno rześko kurde.
Nie żebym zmarzł ale po godzinie już mi się chciało wychodzić.
Nawet bardzo mi się chciało.
Wychodzić...
Po tym czasie przestało mi się nawet chcieć udawać twardziela i że mnie niby dalej kompletnie ta piździawa nie rusza
Ale prowadził Jarek, więc starałem się wczuć w rolę Eskimosa, ogarnąć zamarznięte na kość myśli i udawać, że do drastycznych i widocznych już jak cholera objawów ciężkiej hipotermii mam jeszcze HO HO HO!!! Jakieś .... 5 minut...
Na powierzchni natomiast lampa okrutna, więc zanim weszliśmy do wody, to i tak w suchym byłem mokry. Byłem normalnie kurde spocony, jak pedofil w Smyku!
Ewa dała czadu i okazało się, że jest 100% kobietą. Niechętnie się ubiera, za to jak przychodzi co do czego, daje sobie świetnie radę, rozbiera się też bardzo sprawnie, więc dała do wiwatu!
Andrzej pospacerował troszkę pod wodą z nami. Pooowoluuutku, spoookooojnie, bez wariactwa i pośpiechu, zawstydził nawet takie pełzające małe stworzenia, co się zwą ślimaki.
Uszami wyobraźni słyszałem pod wodą tłukące się w "bańce" Andrzeja myśli, skierowane do mnie: "Powoli kuźwa! Powoli! Przecież kuźwa płynę!"...
Ogólnie było bardzo sympatycznie i myślę, że za tydzień o ile nie jeszcze wcześniej, powtórzymy nuranko na Zakrzówku.