Siedzimy sobie ostatnio w Edenie, patrzymy w okna na ścianę deszczu, wszędzie ciemno, mokro i do d..... .
Nagle słyszymy "nadrzwiowy dingdong", oznajmiający niechybnie jakichś bodaj zdesperowanych gości.
Pomimo ulewy, pomimo wiatru i wszechogarniającej ciemności i ogólnie panującego publicznego doła i kapitalnego zamuła, że cholera psa z domu żal wypuścić na sikanie, więc niech sika na dywan... naszym oczom ukazuje się w drzwiach... MATYS!
Choć pogoda nie nastrajała do wychodzenia z domu, szczególnie jak się ma urlop i można się byczyć do oporu, udając śpiączkę farmakologiczną, Matys zwlekł się z wyrka i zawitał do Edenu. Nie byłoby w tym nic tak bardzo zaskakującego i godnego aż tak wnikliwego opisu, ponieważ z Matysem widujemy się dość często na nurkowaniach i nie tylko...
Jednak wizyta ta zmusiła nas do ruszenia przyrośniętych do foteli tyłków i zrobienia w końcu upragnionej od dłuższego czasu przez wszystkich kawy!
Byliśmy tak zdemolowani przez fatalną pogodę, że od rana nikomu nie chciało się jej zrobić ani dla samego siebie, że o całej reszcie nie wspomnę.
Nagle Matys swoim widokiem spowodował to, że musieliśmy w końcu ruszyć d.... i zrobić kawę, która postawiła nas na nogi.
Właściwie to Matys nie tyle nas zmusił co sprowokowało nas to, co trzymał w ręce...
Matys- ciasta były super i wszyscy, którzy wraz z nami się do nich przykleili, kazali podziękować serdecznie!
Jak nas przyzwyczaisz do tego, że za prawie każdym razem będziesz wpadał z jakimiś ciastami lub słodkościami to nie zdziw się, jak ktoś w końcu wydrapie Ci oczy, gdy wpadniesz bez...
Zresztą już chyba się przyzwyczailiśmy!!!