To miały być ćwiczenia!
https://www.youtube.com/watch?v=fDIc5DiXtUgUwaga: Zaznaczam, że analizę wypadku opracowałem na podstawie 90-sekundowego filmiku w Wiadomościach TVP z 23.07.2002 oraz zdjęć-kadrów z filmu dokumentującego całą akcję. W moim przekonaniu jest to wystarczający materiał, aby wskazać i opisać widoczne na nim błędy w organizacji ćwiczeń i w przeprowadzeniu całej akcji ratunkowej.
Stronę adresuję przede wszystkim do kajakarzy - sądzę, że wielu osobom może ona pomóc w uświadomieniu sobie zagrożenia, jakie stwarzają na rzece sztuczne (i niektóre naturalne) progi. Sądzę także, że może być ona przydatna członkom służb ratowniczych (SP, WOPR, GOPR, TOPR), które w swej działalności mogą zetknąć się z takim wypadkiem i powinny uniknąć tych błędów. Uważam, że wszyscy zainteresowani powinni przestudiować materiały opisujące techniki ratownicze stosowane w takich miejscach przez kajakarzy - są one wynikiem wieloletnich doświadczeń nie tylko polskich - zostały wypracowane jako dorobek całego środowiska zajmującego się pływaniem po trudnych rzekach. Zapewne nie wszystkie z prezentowanych tam technik mogą być stosowane przez profesjonalne służby ratownicze, ale ich znajomość na pewno nikomu nie zaszkodzi. Odnośniki do tych materiałów znajdują się na dole strony.
Dziękuję Tygodnikowi Podhalańskiemu za udostępnienie zdjęć wykorzystanych na tej stronie.
Jacek Starzyński, sierpień 2002r.
Dunajec, Nowy Targ, 23 lipca 2002 r.
Co się dzieje W tym samym miejscu, gdzie poprzedniego dnia wydarzył się wypadek czeskich kajakarek, Straż Pożarna postanowiła przeprowadzić ćwiczenia mające na celu sprawdzenie zachowania się w odwoju nowej łodzi.
Jeszcze w trakcie przygotowywania sprzętu jeden ze strażakow wpływa w odwój za sztucznym progiem. Tam traci siły i najwyraźniej nie może wydostać sie samodzielnie.
W pierwszej wersji strony napisałem (bo tak wydawało mi się po obejrzeniu migawek w Wiadomościach TVP), że strażak udawał ofiarę. Okazuje się jednak, że było inaczej - moim zdaniem gorzej. Niekotrolowane wejście do odwoju dobitnie świadczy o tym, że uczestnicy zdarzenia nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia.
Na ratunek wyrusza blaszana motorówka ze sternikiem i dwoma ratownikami. Motorówka zostaje ściągnięta przez odwój pod próg. Tam chwyta się jej ratowany, ale teraz motorówka praktycznie nie ma możliwości manewrowania, gdyż w rzadkiej (mocno napowietrzonej) wodzie odwoju śruba jest bardzo mało efektywna, a prąd powrotny, ściągajacy pod próg jest bardzo silny.
Motorówka nabiera wody i wywraca się. W odwoju mamy już, zamiast jednej, cztery osoby wymagające ratunku.
Zwróćmy uwagę na ratownika w prawym, górnym rogu zdjęcia, który desperackim kraulem próbuje wypłynąć z odwoju.
Poszkodowany traci przytomność. Teraz dosłownie sekundy decydują o tym, czy przeżyje ten wypadek.
Pozostali ratownicy, a teraz już poszkodowani też tracą siły i sami walczą o życie. Nie dają już rady podtrzymywać twarzy kolegi nad wodą.
Trwa bałagan i wyraźnie widoczna jest niekompetencja ratowników. Widzimy osoby bez kasków i w niewłaściwie założonych kamizelkach, brodzące bez asekuracji w wodzie powyżej progu: stąd efektywnie nie pomogą, a łatwo mogą stać się kolejnymi ofiarami.
Po ponad piętnastu minutach udaje się wydobyć bezwładne ciało najbardziej poszkodowanego. Dokonano tego po zastosowaniu techniki nazywanej potocznie "człowiek-żaba": do odwoju wskoczył ubrany w kamizelkę i ubezpieczany liną ratownik.
BłędyPrzede wszystkim należało się 1000 razy zastanowić, czy w ogóle prowadzić ćwiczenia w tak silnym odwoju. Najwyraźniej osoby kierujace akcją nie miały pojęcia, na jakie niebezpieczeństwo naraża się osoby uczestniczące w ćwiczeniach.
Osoba wpływająca w odwój za sztucznym progiem powinna być maksymalnie zabezpieczona. Tutaj widzimy, że:
- ratownik nie ma kamizelki (najlepsza byłaby ratunkowa);
- ratownik nie jest ubezpieczony liną (lina powinna być przywiązana do specjalnego pasa piersiowego, w który wyposażone są specjalistyczne kamizelki);
- w poprzek rzeki nie przeciągnieto liny asekuracyjnej, co powinno być wykonane przed rozpoczęciem ćwiczeń.
Niekotrolowane wejście do odwoju w sytuacji gdy nie był jeszcze gotowy sprzęt świadczy o nieprzygotowaniu akcji i o nieuświadamianiu sobie zagrożenia.
Niewłaściwy i nieumiejętnie wykorzystany sprzęt - jeżeli już zdecydowano się użyć takiej łodzi (bo takie są na wyposażeniu SP), to należało ją ubezpieczyć mocną liną, przywiązaną do dzioba i trzymaną na brzegu przez kilka osób (można też było wykorzystać samochody do wyciągnięcia motorówki z odwoju).
Sternik motorówki nie ma kasku -- mogło się to skończyć tragicznie, po wywrotce motorowki. Ratownicy nie mają kamizelek. Do odwoju wpłynęły dodatkowe trzy potencjalne ofiary.
Pogwałcenie kardynalnej zasady:
"przede wszystkim nie pogarszać sytuacji".
Teraz mamy 4 osoby do ratowania - zamiast jednej.
Dodatkowo luki w wyszkoleniu - niezrozumienie zjawiska, jakim jest odwój - nawet w płetwach ratownik nie ma szans wyrwać się z silnego prądu powrotnego. Na zdjęciach widać, że poziom wody na krańcach odwoju (na samej prawej krawędzi zdjęcia) jest o kilka centymetrów wyższy, niż przy samym progu. Te kilka centymetrów na odległości 4-5 metrów daje kilka, a może kilkanaście procent nachylenia, czyli tyle, ile szybka górska rzeka - czy ma sens pływanie Dunajca pod prąd?
Najwyraźniej brak było organizacji akcji ratunkowej i na brzegu panował bałagan. Bez jednoosobowego, kompetentnego i zdecydowanego kierownictwa niemożliwa jest szybka akcja. Za długo trwa wyciąganie ofiar wypadku.
SPRZĘT!!!
Gdyby poszkodowany miał na sobie kamizelkę ratunkową, to ta mogłaby utrzymywać jego twarz nad powierzchnią wody. Bez kamizelki praktycznie nie ma szans - z twarza zanurzoną w wodzie nie może oddychać. Trwa niedotlenienie mózgu.
Nieznajomość stosownych technik ratowniczych: w zaistniałej sytuacji jedynym sensownym rozwiązaniem było wskoczenie do odwoju ratownika ubezpieczanego liną (tzw. człowiek-żaba), który mógłby szybko dotrzeć do poszkodowanych (przede wszystkim nieprzytomnego) i wydobyć ich na brzeg.
Wypadek nie powinien mieć miejsca. Organizacja ćwiczeń w tak niebezpiecznym odwoju, przez osoby, które nie miały ani doświadczenia, ani wiedzy teoretycznej naraziła niedoświadczonych, źle wyszkolonych (w zakresie ratownictwa na rzekach górskich) ratowników SP na ogromne niebezpieczeństwo.
Bilans:
Ratownik Piotr W. przebywał w wodzie kilkanaście minut, wydobyto go z zatrzymanym oddechem i akcją serca. Po zabiegach zespołu reanimacyjnego przywrócono akcję serca i oddech, ale ofiara nie odzyskała przytomności.
30 sierpnia Piotr W. zmarł w nowotarskim szpitalu.
Uwaga kajakarze!
Poszkodowany w tym wypadku został dobrze umiejący pływać ratownik. Nie uratowało go to, że był ubrany w piankę (kombinezon) do nurkowania, na nogach miał płetwy, a do tego maskę i fajkę. Mimo tego sprzętu nie był w stanie wydostać się z odwoju. Osoba, która wpadnie w takie miejsce po wywrotce kajaka ma znacznie mniejsze szanse. Zastanów się 1000 razy zanim zdecydujesz się przepływać sztuczny próg!