Janek Lisewski w tarapatach



  

Re: Janek Lisewski w tarapatach

Postprzez Patryk » niedziela, 4 marca 2012, 15:54

Realia Egiptu i krajów wokół Morza Czerwonego...
Super że się odnalazł, ciekawe w jakim jest stanie.
Ciekawe też, czy miał wykupione ubezpieczenie na wypadek akcji ratunkowej :)
Obrazek
Patryk

Avatar użytkownika
 
Posty: 2028
Dołączył(a): czwartek, 31 marca 2011, 22:38
Lokalizacja: Zabrzeg

Re: Janek Lisewski w tarapatach

Postprzez Ryszard Szwajcer » niedziela, 4 marca 2012, 16:53

Aktualizacja: godz. 15.00
Załączniki
Lisewski.jpg
Lisewski.jpg (16.19 KiB) Przeglądane 4241 razy
Jeżeli szkoła, praca, mąż lub żona przeszkadzają Ci w nurkowaniu, rzuć to wszystko w diabły i zanuraj z nami!
Ryszard Szwajcer

Avatar użytkownika
 
Posty: 11565
Dołączył(a): czwartek, 31 marca 2011, 19:54
Lokalizacja: Zabrzeg

Re: Janek Lisewski w tarapatach

Postprzez Patryk » niedziela, 4 marca 2012, 20:37

W sumie nie wiadomo czy ten jeden beżowy go trzyma czy co. Jednemu podaje rękę reszta go trzyma...
Poza tym wszystkim, to albo mi się wydaje, albo Janek spuchł. Od tej wody?
Ciekawe jak to faktycznie było...
Media nami strasznie manipulują i pokazują to na każdym kroku.
Mniej więcej przedstawia to ta grafika:

Obrazek
Obrazek
Patryk

Avatar użytkownika
 
Posty: 2028
Dołączył(a): czwartek, 31 marca 2011, 22:38
Lokalizacja: Zabrzeg

Re: Janek Lisewski w tarapatach

Postprzez Ryszard Szwajcer » wtorek, 6 marca 2012, 08:40

Polski kitesurfer, 42-letni Jan Lisewski, który w piątek zaginął na Morzu Czerwonym, a w niedzielę po 40 godzinach poszukiwań został odnaleziony przez służby Arabii Saudyjskiej, przyznał w rozmowie z PAP, że gdyby nie miał noża, przegrałby walkę z rekinami.

PAP: Wystartował pan w piątek rano z egipskiej El Gouny z zamiarem pokonania ponad 200-kilometrowej trasy i dotarcia do Duby w Arabii Saudyjskiej. Co się wydarzyło, że o godzinie 17 odebrany został od pana pierwszy sygnał SOS?

Jan Lisewski: Przez tydzień czekałem w El Gounie koło Hurghady na dobre warunki, na porządny wiatr. Taka prognoza, na cały dzień, była na 2 marca. Wystartowałem przy wietrze o sile czterech stopni w skali Beauforta, który potem doszedł do pięciu. Kiedy do celu pozostało około 60 kilometrów, wiatr nagle zgasł, tak jak zdmuchnięty ogień zapałki. Nastała flauta, latawiec padł. Minęło półtorej godziny i nic nie wskazywało, że wiatr wróci. Ale morze się rozbujało, fale były coraz większe. Słońce mówiło dobranoc i nacisnąłem przycisk SOS. Po mniej więcej trzech godzinach ponowiłem wezwanie.

PAP: Jak pan spędził pierwszą noc?

J.L.: W porównaniu z drugą, ta była spokojna, chociaż nie przewidywałem, że spędzę ją w ekstremalnych warunkach na Morzu Czerwonym. Skończyło się picie, a miałem dwa litry napoju energetycznego i wodę z glukozą; wcześniej zjadłem dwa wysokokaloryczne batony i... trzeba było pościć. Z komór latawca wypuściłem nieco powietrza i zrobiłem z niego tratwę, mając także deskę. W nocy zaczęło wiać. Dryfowałem w stronę brzegu, ale gdy wiatr się odwrócił, wypchnęło mnie na morze. Ta "zabawa" powtarzała się - krok do przodu, dwa do tyłu. W pewnym momencie byłem 30-40 km od brzegu. Gdy zobaczyłem rybackie łodzie, wystrzeliłem racę, ale jej chyba nie zauważyli, bo nie zareagowali.

PAP: No i przyszła druga noc...

J.L.: Od razu powiem, że jej przeżycie zawdzięczam bratu, Piotrowi, który kazał mi zabrać także i nóż. Może miał jakieś przeczucie. Zostałem zepchnięty przez wiatr w najgorsze miejsce, na rafę, gdzie żerowały rekiny. Miały gdzieś od 2,5 do 6 metrów. Atakowały mnie poprzez latawiec, który pewnie jeszcze swym kolorem bardziej je przyciągał. Dźgałem nożem w oczy, nos, skrzela. Walka, z której cudem wyszedłem zwycięsko, trwała całą noc. Rano już ich nie było. W sumie zmagałem się z jedenastoma napastnikami. Z kolei w niedzielę przyglądała mi się jakaś inna odmiana. Te rekiny krążyły blisko mocno już postrzępionej tratwy, ale nie atakowały.

PAP: Miał pan po tej drugiej nocy nadzieję, że zostanie odszukany, zanim nie zjedzą pana rekiny?

J.L.: Oczywiście, bo nadzieja umiera ostatnia. Umocniła się we mnie w sobotę po południu, kiedy przeleciał nade mną helikopter. Byłem pewny, że załoga mnie zauważyła, bo machała. Ja tym samym odpowiedziałem, ale na pozdrowieniu skończył się nasz kontakt. Podobnie było z łodzią. Myślałem, że mnie prawie staranuje. Nic z tego. Być może w blasku słońca, przy dużej fali, nie byłem widoczny. W końcu zostałem dostrzeżony przez wojskową motorówkę, chyba z 6-osobową załogą.

PAP: Jest pan już po badaniach w szpitalu w Dubie. Jakie są wyniki?

J.L.: Ku zaskoczeniu lekarzy bardzo dobre, a wykonano sporo badań. Moje przybycie wywołało duże zamieszanie, ale obsługa jest super. Przy tej okazji dziękuję panu konsulowi Igorowi Kaczmarczykowi, który stawał tu od rana, jak tylko przybył, na przysłowiowej głowie, a także wszystkim służbom i osobom zaangażowanym w akcję ratunkową. Za ich zdrowie wypiłem już kilka litrów soków i wody.

W lipcu ubiegłego roku Lisewski jako pierwszy człowiek na świecie pokonał na desce kitesurfingowej Morze Bałtyckie. Gdańszczanin wyruszył z okolic Świnoujścia i po 13 godzinach dobił do szwedzkiego wybrzeża, niedaleko Ystad.
Jeżeli szkoła, praca, mąż lub żona przeszkadzają Ci w nurkowaniu, rzuć to wszystko w diabły i zanuraj z nami!
Ryszard Szwajcer

Avatar użytkownika
 
Posty: 11565
Dołączył(a): czwartek, 31 marca 2011, 19:54
Lokalizacja: Zabrzeg

Re: Janek Lisewski w tarapatach

Postprzez Ryszard Szwajcer » niedziela, 11 marca 2012, 15:56

Zupełnie inne podejście do ułańskiej fantazji Janka Lisewskiego.
Niestety trudno nie przyznać racji...

http://polphone.com/blog/index.php/2012 ... -ta-osobe/

Jan Lisewski – ku przestrodze – omijajcie tę osobę!

Tydzień temu Polskę oraz cały świat obiegła informacja, że polski kitesurfer Jan Lisewski wybrał się w podróż przez morze czerwone. Dla zainteresowanych zgłębieniem tematu polecam: http://www.tvn24.pl/szukaj.html?wideo=0&q=jan+lisewski .

Z posiadanych informacji wiemy, że Jan Lisewski nie miał zezwolenia od władz Egiptu na wypłynięcie, nie miał też wizy do Arabii Saudyjskiej – gdzie miał dopłynąć. Ot, ułańska fantazja. Wiemy też, że Jan Lisewski na morzu wysyłał komunikaty z Lokalizatora GPS. Komunikaty te były różne, jedne z zasięgiem GPS, inne bez, w różnych odstępach czasu. Dlaczego o tym piszę? Otóż lokalizator ten – mianowicie SPOT (Satelitarny lokalizator GPS) został wypożyczony z naszej firmy: http://polphone.pl/u/p3211_SPOT_satelit ... czenie.php

Niby nic w tym specjalnego, wiele ludzi go wypożycza, ale pierwszy w naszej historii (3 lata sprzedajemy i wypożyczamy urządzenia) mieliśmy sytuacje, żeby ktoś za jego pomocą wzywał służby ratownicze, korzystając z przycisku SOS – który powiadamia centrum 911.

Na wielu forach i portalach internetowych można przeczytać już nie setki, a tysiące komentarzy w stylu jak ten, opublikowany przez internautę o nicku fff na http://wiadomosci.onet.pl/swiat/kitesur ... omosc.html :

„Ten człowiek jest bezczelny. Rano słuchałem wywiadu z nim, jacy to niedobrzy ratownicy, że się ociągali itd. Ten głupi polaczek powinien się cieszyć że w ogóle ktoś poleciał go szukać. Narzeka na ludzi którzy uratowali mu życie, a wszystko kosztowało zapewne spore pieniądze które teraz z własnej kieszeni powinien zwrócić. Zachciało mu się na deseczce przepłynąć morze, baran jeden”

Dalej:

~antos: „Arabia Saudyjska podarowała tę akcję. Ale reperkusje polityczne są jednoznaczne. Kretyn się wygłupił na nasz rachunek. Żeby chociaż przeprosił i podziękowaćl, a ten debil jeszcze skrytykował swoich wybawców. Niepojęte.”

~bledek: „Obciążyć debila kosztami akcji, zamknąć za brak wizy. Inaczej się idiota nie nauczy.”

(pisownia oryginalna)

Niestety – od dziś zgadzam się z każdym tego typu komentarzem! A dlaczego? Już tłumaczę.

Fakt numer 1:
- Pan Jan Lisewski wypożyczył Lokalizator GPS, który zamówił 1 dzień (słownie: jeden dzień) przed wyprawą.

Czyli, na wyprawę (bez zezwoleń, bez wizy, bez asekuracji) na którą zabiera JEDYNY przedmiot, który umożliwi mu ewentualne wezwanie pomocy, dostaje niespełna jeden dzień przed wyjazdem. Sprzęt nie zostaje przez niego sprawdzony, nie zostaje poznana jego obsługa, nie zostaje USTAWIONY – nie zostaje zrobione kompletnie NIC w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Jedni jak zwykle napiszą, że bohater, inni za użytkownikiem o nicku ~fff napiszą „baran jeden” – ja zostawię to do waszych osobistych przemyśleń. .

Fakt numer 2:
- w piątek 2 marca w godzinach wieczornych, na moją prywatną komórkę zaczęły dzwonić jakieś dziwne numery zagraniczne. Zadzwonił do mnie również znajomy, któremu wypożyczyłem kiedyś SPOTa na rajd z informacją, że ktoś do niego dzwonił, że ktoś inny zaginął na jakimś morzu. Co z tego wynika? Otóż w ustawieniach SPOTa podaje się informację (imię, nazwisko, numer telefonu) kto ma być powiadomiony w razie wzywania pomocy przez posiadacza SPOTa. Wynika z tego, że Jan Lisewski ani jego obsługa, nie zmienili tak podstawowych i kluczowych danych na koncie lokalizatora!!! Bohater? Twardziel? Czy dalej cytować wypowiedzi internautów?

Obsługa Jana Lisewskiego w Polsce – z tego co się orientuje to jego szwagier i inni – od firmy GLOBALSTAR (właściciela satelity telekomunikacyjnej oraz lokalizatora SPOT) dostali numer telefonu do mnie na prywatną komórkę. Od tego czasu zaczęli dzwonić regularnie. Pytali o rzeczy oczywiste, z punktu widzenia użytkownika, z zakresu obsługi SPOTa. Co, jak, kiedy, gdzie się wciska, co, jak, gdzie i czemu SPOT wysyła, na jakiej zasadzie to w ogóle działa itp. itd. Niby weekend, niby prywatna komórka, ale w obliczu tragedii, jaka spotkała lub może spotkać drugiego człowieka, człowiek rzuca wszystko i calutki dzień, do późnych godzin wieczornych (po 23:00) odbiera telefon, udziela informacji, obserwuje, sprawdza. Jednocześnie wyjaśniam GEOS-owi sytuacje (firma, która obsługuje komunikaty 911 ze SPOTa) , przekazuje informacje o tym, kto to jest, skąd, czym płynie, itp. itd., kilkakrotnie nakłaniam GEOS do interwencji u SAR Arabii Saudyjskiej (jak się okazało w Arabii Saudyjskiej mieli zepsuty FAX i GEOS otrzymywał informacje ode mnie a ja z TV i od znajomych Janka Lisewskiego). Nie bardzo mogłem zrozumieć, jak to możliwe, żeby na podstawie współrzędnych geograficznych, z helikopterem i 4 łodziami, nie można odnaleźć człowieka kilkadziesiąt metrów od brzegu.

Tak oto spędziłem praktycznie całą sobotę, na wymianie informacji, przekazywaniu, śledzeniu wiadomości, lokalizatora, informowaniu GEOS, itp. itd.

Niedziela zaczęła się od dokładnie tego samego, 8 rano – telefon. Jednocześnie docierają sprzeczne komunikaty – że Jan Lisewski wysłał komunikaty CHECK IN/OK – co świadczy o uratowaniu. Nie prawda – wiecie o czym to świadczyło? O tym, że Jan Lisewski KOMPLETNIE nie miał pojęcia jak się używa urządzenia i wciskał co popadło. Za którymś razem dostaje telefon, czy mogę przeliczyć współrzędne geograficzne, które wysyła SPOT na stopnie/minuty/sekundy. Od osoby, która obsługiwała wyprawę w Polsce dostaliśmy informacje, że KAPITAN prowadzący akcje w Arabii, dwukrotnie dzwonił do Polski, żeby Ci podali mu stronę, na której przeliczają współrzędne – bo oni prawdopodobnie do tej pory źle je przeliczali. Wierzyć mi się nie chciało w takie cuda, jak wiemy nawet automapa ma taką funkcje, czy każda inna nawigacja, a sprzęty za miliard USD nie mają? No ale oczywiście dokonałem skomplikowanych przeliczeń (http://www.google.pl ) podałem współrzędne a nawet odległość od portu. 1,5 godziny później dostałem SMSa, że znaleźli Jana Lisewskiego, całego i zdrowego – jak już wiemy.

Poczułem się prawie jak bohater :) 2 dni weekendu straciłem przy telefonie/komputerze zamiast bawić się z dzieckiem, ale co tam mój czas przy komputerze w porównaniu do Jana walczącego z rekinami, dźgającego je nożem – jak wynika z Jego relacji :)

Liczyłem, że po powrocie zadzwoni, podziękuje, może nawet jakiś list polecający wystawi ;) a tu dziś niespodzianka… Pracownica ma dzwoni do Pana Lisewskiego z pytaniem, czy i kiedy zwróci SPOTa, bo mamy zamówienia na wypożyczenie, a Pan Lisewski odpowiada, że musi to urządzenie przekazać do ekspertyzy żeby sprawdzić, czy było sprawne, bo przecież on mógł zginąć przez niesprawne urządzenie, i że ewentualnie jego adwokat skontaktuje się z nami. Potocznie mówiąc, kopara mi opadła. Jakim trzeba być (wykasowane na prośbę użytkownika) genetycznym odpowiedzcie mi? Ja rozumiem, że można mieć wątpliwości, ale jak by nie patrzeć, urządzenie wysyłało wezwania o pomoc, podało współrzędne, które pozwoliły na jego odnalezienie – urządzenie uratowało mu życie! Mając nawet wątpliwości można wziąć to urządzenie, już na spokojnie, wystawić na dwór, i posprawdzać we własnym zakresie, zanim się zrobi z siebie pieniacza. Niestety Pan Lisewski nie skalał się takim wyczynem i od ostatniego SOS nawet nie włączył urządzenia. Swoją brawurę (napisał bym dosadniej, ale jestem kulturalnym człowiekiem) próbuje teraz zwalić na winę urządzenia, które jak by nie patrzyć, uratowało mu życie. Jaki w tym cel? Może będzie chciał zwrotu kosztów akcji ratowniczej? Czekać tylko jak pozwie jakiegoś sponsora, że sponsorował mu ch… latawiec albo złą deską, która mu uciekła spod nóg.

Po tym, co tutaj przeczytaliście (wszystko do udokumentowania, cała historia emaili, rozmów, smsów) chciałbym przytoczyć jeszcze raz komentarz z onetu:

„Ten człowiek jest bezczelny. Rano słuchałem wywiadu z nim, jacy to niedobrzy ratownicy, że się ociągali itd. Ten głupi polaczek powinien się cieszyć że w ogóle ktoś poleciał go szukać. Narzeka na ludzi którzy uratowali mu życie, a wszystko kosztowało zapewne spore pieniądze które teraz z własnej kieszeni powinien zwrócić. Zachciało mu się na deseczce przepłynąć morze, baran jeden”

Dzięki takim Jankom Lisewskim, potem nikt nawet nie chce ruszyć tyłka, żeby ratować innego człowieka. Człowiek wydaje się w czepku urodzony – brawurowa wyprawa, a jednak uratowany, do tego Arabia zrezygnowała z żądania kosztów akcji ratowniczej a rekiny nadstawiały mu oczy, żeby mógł je dźgać nożem a on…. Ja na pewno będę tą osobę omijał szerokim łukiem…
Jeżeli szkoła, praca, mąż lub żona przeszkadzają Ci w nurkowaniu, rzuć to wszystko w diabły i zanuraj z nami!
Ryszard Szwajcer

Avatar użytkownika
 
Posty: 11565
Dołączył(a): czwartek, 31 marca 2011, 19:54
Lokalizacja: Zabrzeg

Re: Janek Lisewski w tarapatach

Postprzez Ryszard Szwajcer » środa, 14 marca 2012, 08:23

Internauci reagują błyskawicznie :lol:
Załączniki
Szanty.jpg
Szanty.jpg (51.63 KiB) Przeglądane 4213 razy
Jeżeli szkoła, praca, mąż lub żona przeszkadzają Ci w nurkowaniu, rzuć to wszystko w diabły i zanuraj z nami!
Ryszard Szwajcer

Avatar użytkownika
 
Posty: 11565
Dołączył(a): czwartek, 31 marca 2011, 19:54
Lokalizacja: Zabrzeg

Re: Janek Lisewski w tarapatach

Postprzez Jarek » środa, 14 marca 2012, 09:34

No to ja już nie kumam :? Lubimy Janka Lisewskiego czy nie ? Bo ja najpierw go lubiłem za śmiały wyczyn, potem lubiłem trochę mniej, bo wyczyn zdał mi się "zbyt śmiały" , a jak otworzył paszczę ..... k....a mógł nie otwierać. :(
Jarek

Avatar użytkownika
 
Posty: 907
Dołączył(a): piątek, 1 kwietnia 2011, 12:36

Re: Janek Lisewski w tarapatach

Postprzez Patryk » środa, 14 marca 2012, 11:43

na początku tez uważałem go za GURU kitesurfingu i za człowieka odważnego.
Niestety moje pojęcie o jego odwadze zmieniło się w zamysł, jakim nieodpowiedzialnym trzeba być płynąc tyle set kilometrów przez pełne morze polegając na warunkach atmosferycznych stojąc na kawałku deski. NIE ZAPEWNIAJĄC SOBIE ŻADNEJ ASEKURACJI !
Dowiadując się coraz więcej o jego zachowaniu, o tym co mówił i jak wielce niezadowolony był z akcji ratowniczej, można się złapać za głowę i mieć nadzieję, ze będzie płynąc tą trasę jeszcze raz... Może wtedy dostanie w dupę od morza tak, że ratowników będzie całować po stopach, a nie narzekać.
Człowiek który tak na prawdę otarł się o śmierć nie narzekałby, tylko dziękował z całych sił wybawcom.
Obrazek
Patryk

Avatar użytkownika
 
Posty: 2028
Dołączył(a): czwartek, 31 marca 2011, 22:38
Lokalizacja: Zabrzeg

Re: Janek Lisewski w tarapatach

Postprzez Ryszard Szwajcer » środa, 14 marca 2012, 13:59

Jarku- tłum chce igrzysk!

- Więc najpierw się tłum ucieszył, że będzie miał swojego kolejnego, narodowego bohatera, który zrobi coś zajebiście odjechanego i kompletnie zwariowanego.
- Później się tłum zasmucił, że jednak fanfar cholera "nie bydzie".
- Skoro fanfar nie będzie, to może chociaż żałoba narodowa?
- Dwa dni wszyscy czekali z zapartym... stolcem, jak na szpilkach, kto zgarnie główną pulę wygranej i czy będzie jakaś dogrywka albo chociaż da radę coś urwać z końcówki banderoli a tu dupa na całej linii.
Dwa dni później...
- Już wiadomo, że główna wygrana padła w zupełnie nieznanej nikomu kolekturze, na jakimś kompletnym zadupiu, gdzie słońce nie tyle że nie dociera, ale daje nieźle popalić. Nie ma co więc liczyć na picie na krzywy ryj, bo one tam wszystkie jakieś nieźle przepalone.

A poza tym:
- Chłop miał przepłynąć a nie przepłynął
- Zdechło wszystko, nawet wiatr a Janek cały czas miał się dobrze a jak wiemy tragedia najlepiej się sprzedaje w mediach
- Była mała nadzieja, że chociaż rekiny zrobią jakaś fajową rozpierduchę i nie będzie nudno jak na brazylijskim serialu ale po kilku atakach "chirurgów" Janek nożem wydzióbał im gały, więc atakowały na oślep latawkę, bo już wszystko im było jedno co zjedzą, byle tylko zapchać spokojnie śmietnik.
- w tym czasie wszyscy do Janka machali ale nie brali go na pokład, kontrolując perfidnie jak się ma kumulacja i szukali kuponów.
- Janek z nudów zaczął bawić się wypożyczonym na szybko przed trasą "game boy'em" ale to badziewie chyba było zdupione, bo nie było tam zainstalowanych żadnych gier a sprytny Janek naciskał przecież wszystko i wszędzie. I dalej nic... Tylko jakoś jakby więcej satelit nad nim se pojawiło...
- Uruchomione na ten czas Międzynarodowe Centrum Dowodzenia Akcją Ratowniczą z delegaturami w kilku krajach na trzech kontynentach miało też ubaw po pachy, bo chyba mieli zainstalowany jakiś skrakowany monitoring do Jankowego game boy'a, bo mówili cały czas:
-Janek O.K.,
-Janek nie O.K.,
-Janek O.K.,
-Janka wsysło,
-Janek O.K.
- Janek nie O.K.
I tak przez dwa dni non stop. To już się chyba kwalifikuje do leczenia, jak ktoś nad gierką bez wgranych gier siedzi dwie doby w ciepłej wodzie i dzióbie non top po klawiszach.
Po dwóch dniach, gdy kumulacja głównej wygranej osiągnęła zadowalający pułap a wszystkim znudziło się kurtuazyjne pozdrawianie i machanie gałązkami, nieco odmoczony Janek został wyciągnięty z kąpieli w pięknym Czerwonym Morzu.

Tłum czekał niecierpliwie, na kolejne wiadomości od Janka.
Cholera i się za bardzo nie doczekał tego, na co czekał!
- statek, który go zabrał nie utonął
- helikopter, który go przejął nie spierniczył się na glebę
- nikt go nie skarcił za wybryk
- nikt go nie skasował za ogólnoświatową histerię
- wszyscy się głupawo uśmiechali. Janek kurde też.
- na koniec pasażerski, który go "przeleciał" do kraju też wyszedł bez szwanku.

Jak wiec Jarku lubić takie nudne historyjki, w których właściwie jeden gościu się świetnie bawi, gdy reszta świata na to patrzy i się nudzi?
Do tego rozkapryszony Janek jeszcze strzela jakieś fochy na lewo i prawo. No to już naprawdę mała przesada! :D
Jeżeli szkoła, praca, mąż lub żona przeszkadzają Ci w nurkowaniu, rzuć to wszystko w diabły i zanuraj z nami!
Ryszard Szwajcer

Avatar użytkownika
 
Posty: 11565
Dołączył(a): czwartek, 31 marca 2011, 19:54
Lokalizacja: Zabrzeg

Re: Janek Lisewski w tarapatach

Postprzez Patryk » środa, 14 marca 2012, 14:12

Nie dość że się bawi to jeszcze narzeka ! :D
Obrazek
Patryk

Avatar użytkownika
 
Posty: 2028
Dołączył(a): czwartek, 31 marca 2011, 22:38
Lokalizacja: Zabrzeg

Poprzednia stronaNastępna strona

  

Powrót do DYSKUSJE OGÓLNE / HYDE PARK

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 8 gości

cron