Oj działo się dzisiaj! Działo!
Pod Edenem spotkała się całkiem liczna grupka nurasów. Pakowanie sprzętu poszło nadzwyczaj gładko.
W międzyczasie odebrałem jakieś 30 telefonów i... ruszamy.
Albo nie ruszamy!
Jeden z samochodów strzelił focha i postradał powietrze w jednym z kół.
Nastąpiło zatem szybkie przepakowanie sprzętu i użytkowników „humorzastej” bryki do innego wehikułu.
Ruszyliśmy!
Nie ruszyliśmy!
Kolejna bryka odmówiła posłuszeństwa.
Szybka naprawa samochodu przez kierowcę, który jeszcze w tym momencie nie przewidywał, jak bardzo będzie pomocny w dalszej naszej ekspedycji...
Jedziemy! Tym razem troszkę dłużej... jedziemy
Ponieważ samochodów było troszkę, część z nich się potraciła na trasie, ale udało się naszą kolumnę na powrót i całkiem skutecznie posklecać do kupy.
Czarę goryczy przelała wiadomość, że most w Kobiernicach jest zamknięty na głucho, bo w remoncie.
Szybka decyzja pierwszego kierownika trasy: jedziemy przez Podlesie.
Szybka decyzja kolejnego kierownika trasy: jedziemy przez Porąbkę.
W Porąbce też most w remoncie słyszymy przez radio CB, więc jedziemy przez Kęty.
W Kętach rynek w remoncie, więc podobno zamknięty przejazd, słyszymy ponownie przez radio CB.
Zatrzymujemy się więc, żeby ustalić trasę.
Kolejnych ośmiu kierowników trasy pokazuje palcami kompletnie odmienne kierunki, w których proponują się udać, by do zmroku dotrzeć jednak na Zakrzówek.
Koniec końców, każdy kierowca z osobna podejmuje męską decyzję, wybierając swojego kierownika podróży i umawiamy się że spotykamy się w Krakenie, czyli na miejscu.
Dzielimy się przeto na dwie osobne kolumny pojazdów.
Do Krakena docieramy bez kolejnych, większych przeszkód, choć niezależnie od trasy, którą podążają nasze dwie kolumny samochodów, mijamy potężne korki stojące w przeciwnym kierunku.
W Krakenie czekają na nas kolejne nasze nurasy i nuraski z naszej ekipy.
Dłuższą chwilę zajmuje nam na miejscu ustalenie, ile osób w końcu jest, ponieważ wszyscy przemieszczają się i kręcą w kółko jak osy, którym kiedyś nieopatrznie wdepnąłem w gniazdo...
W końcu udało się wszystkich zatrzymać na kilkanaście sekund w jednym miejscu i policzyć.
Wyszło na to, że było nas 18 osób.
Wjechaliśmy na Zakrzówek i bez większych problemów znaleźliśmy miejsce na parkingu pod zarezerwowaną dla naszej ekipy wiatą.
Bez pośpiechu, na spokojnie, przygotowaliśmy sprzęt i zeszliśmy pod wodę.
Wizurka nie powalała na kolana, choć nie było źle.
Najpierw zaliczyliśmy samolot, później nurkowanko przy ściance oraz przez zatopiony las dotarliśmy do drugiej drogi i z powrotem na drogę główną.
Na powierzchni czekała już na nas wyśmienita wyżerka z grilla.
Po unicestwieniu kiełbasek, które zniknęły w nieprzebranych czeluściach naszych roześmianych otworów gębowych oraz wspólnych dysputach o nurkowaniu i nie tylko, zapakowaliśmy sprzęt do naszych wehikułów i ruszamy w trasę powrotną.
Nie ruszamy...
Jedna z bryczek odmawia posłuszeństwa!
Ki czort wlazł w te fury, że aż tak pechowo wygląda dzisiejszy dzień?!
Szybka naprawa i po ustaleniu zupełnie innej, nowej dla wielu z nas trasy, na której jest szansa, że nie trafimy na korki, ruszamy wspólnie do Edenu.
Faktycznie korków nie ma, droga jak stół, cały czas jedziemy, choć bez wariactwa.
Po jakiejś chwili, już nie jedziemy!
Kolejna bryczka odmawia posłuszeństwa. Tym razem problem jest poważniejszy.
To, co mieliśmy nadrobić omijając gigantyczne korki, tracimy do kwadratu bujając się po miejscowych mechanikach. Jednak nikogo nie zraża taki afront i strzelanie fochów, coraz to kolejnej bryczki.
W miejscowości o dźwięcznej nazwie Kossowo, odnajdujemy najpierw dom pani Sołtys, której syn jest mechanikiem.
Niestety. Pomimo niesamowitej życzliwości i wielkich wysiłków czynionych w celu odszukania jakiegoś zamiennika uszkodzonej części, nie posiada niezbędnej do kontynuowania naszej dalszej jazdy pierdółki. Kieruje nas jednak do znajomego mechanika w sąsiedniej wsi.
Jaka szkoda, że sklepy motoryzacyjne pracują w soboty tak krótko!
W międzyczasie, cała ekipa na dość malowniczo położonym placu przerobionym na szybko w nasz parking, robi „mały” odpoczynek po krótkiej i dość często przerywanej trasie, co wygląda prawie jak oczekiwanie na piknik...
Miejsc jest nawet dość urocze i gdyby tylko nie były porozwieszane na drzewach przerażające plakaty ostrzegające przed grasująca w tym miejscu wścieklizną, oraz niezbyt komfortowa sytuacja z jedną z bryk, byłoby wręcz sielankowo...
Oczekiwanie na zewnątrz, przy do tej pory pięknej pogodzie, przerywa dość gwałtowny deszcz.
Drugi mechanik, z pełnym poświęceniem, w ulewnym deszczu, z narażeniem się na katar, grypę i cholera wie co jeszcze, w sposób nieprawdopodobnie życzliwy i uczynny przeszukuje podręczny, niezbyt zadaszony magazynek używanych części, znajdując w swoich szpargałach niezbędną część do naszej popsutej fury.
Wracamy do swoich, by po krótkiej próbie samodzielnego wmontowania zdobytej cudem części do bryki okazuje się, że nie mamy jednak niezbędnych narzędzi, więc musimy skorzystać znowu z pomocy pierwszego mechanika.
Szybka i skuteczna pomoc fachowca i jedziemy dalej!
Bez dalszych niespodzianek, wypoczęci na wszystkie strony w czasie dość długiej przerwy na trasie, docieramy w końcu do Edenu.
Rewelacyjna atmosfera ani na chwilkę nie siadła, choć ilość awarii w dniu dzisiejszym była co najmniej zastanawiająca.
Szybkie wypakowanie sprzętu w centrum i jedziemy do domów!
Nie jedziemy!
Kolejna bryka odmawia posłuszeństwa!
Ale na krótko, ponieważ właściciel tak pozabezpieczał ją na parkingu, że przy próbie uruchomienia po prostu zapomniał powłączać kilka tuzinów dodatkowych zabezpieczeń, coby ktoś przy okazji nie „dmuchnął” bądź co bądź niekiepskiej fury.
Trasa do domów odbyła już bez dodatkowych przygód, których w tym dniu akurat nie brakowało.
Ekipa dopisała rewelacyjnie!
Trzymaliśmy się razem, jak na nurasy przystało- na dobre i na złe niezależnie od tego, komu i co się „rozkraczyło”
Dzisiejszy nurek był wyśmienity!
Ponieważ zdecydowana większość od razu pytała, kiedy robimy następnego, wspólnego nurka, doszliśmy do wniosku, że fajnie by było zorganizować nurkowanie już w przyszłą niedzielę, lecz tym razem dla odmiany w Hermanicach (Czechy).
Szczegóły zapodamy już wkrótce na forum.
Bardzo dziękuję za wspólnego nurka, za fantastyczne towarzystwo, kupę śmiechu i jak zwykle zajefantastyczną atmosferę!
Zdjęcia z wyjazdu, będą już niebawem do oglądnięcia w naszej galerii, na stronie głównej, o czym niezwłocznie powiadomię na forum.